Monika Bomba to rodowita chorzowianka, która już od kilkunastu lat mieszka w Świętochłowicach. Na co dzień jest szczęśliwą mamą uroczej dwójki dzieci: 12-letniego Michałka oraz 9-letniej Martynki. Jak sama podkreśla, lubi przebywać wśród ludzi i aktywnie spędzać czas. Jej największą pasją jest sport, chętnie wybiera się na przejażdżki rowerowe, ale też z oddaniem kibicuje swojej ulubionej drużynie, jaką oczywiście jest Ruch Chorzów.
W październiku ubiegłego roku, pani Monika skończyła 40 lat. Był to dla niej czas pełen energii, ale też wewnętrznego spokoju i poczucia, że już nic nie musi. Niestety, zaledwie miesiąc później, wszystko się zmieniło.
- Do listopada było wszystko w porządku. Później miałam jakąś infekcję, coś jak zapalenie oskrzeli, i po niej zaczęłam się słabo czuć. Trochę to było jakbym przeszła covida, bo z opowieści innych wiem, że jest wtedy m.in. zmęczenie czy zadyszka. Ja właśnie byłam taka zmęczona, śpiąca, ciągle mi było zimno - wymienia pani Monika.
Niepokojące objawy sprawiły, że chorzowianka udała się do przychodni z prośbą o skierowanie na badania. Stan ten wydawał się jej wyjątkowo dziwny, bowiem jeszcze do niedawna potrafiła przepłynąć wraz z córką kilka długości basenu, a teraz nawet po najmniejszym wysiłku trudno jest jej nabrać powietrza.
- Jeszcze tego samego dnia dostałam telefon z laboratorium, że mam krytyczne wyniki i mam się zgłosić do poradni w celu skierowania na izbę przyjęć. Tak to się wszystko zaczęło - mówi pani Monika.
Początkowo u 40-latki podejrzewano niedokrwistość zagrażającą życiu i już pierwszego dnia pobytu w szpitalu konieczne było przytoczenie jej aż czterech worków krwi. Po badaniu szpiku, dokładnie w Wigilię, okazało się, że jest to ostra białaczka.
- Ja w ogóle nie chciałam w to uwierzyć, bo człowiek funkcjonował z dnia na dzień, żadna osoba w rodzinie nie miała też takich problemów. Ja półtora roku wcześniej robiłam badania, chodziłam na siłownię, ćwiczyłam i wszystko było w porządku. To było takie niedowierzenie i, pewnie jak większość chorych, zastanawiałam się dlaczego mnie to spotkało. Do teraz mam takie wrażenie, że jest to sen, z którego zaraz się obudzę - podkreśla pani Monika.
Chorzowianka musi przejść trzy etapy chemioterapii, do tej pory ma za sobą pierwszy. Po trwającym kilka tygodni okresie regeneracji, w tym tygodniu miała udać się na kolejne badania, aby móc rozpocząć drugi cykl. Niestety, ze względu na rzadkie zaburzenie genetyczne jedynym sposobem, aby wygrać z chorobą jest przeszczep szpiku, który planowo będzie mógł odbyć się na przełomie czerwca i lipca. Aby jednak tak się stało konieczne jest znalezienie dawcy.
Jak można pomóc?
Szerzeniem idei dawstwa szpiku oraz krwiotwórczych komórek macierzystych od 2008 roku zajmuje się Fundacja DKMS.
- W Polsce co 40 minut ktoś dowiaduje się, że choruje na nowotwór krwi m.in. białaczkę. Tę diagnozę słyszą rodzice małych dzieci, młodzież, dorośli. Bez względu na wiek – każdy może zachorować. Na szczęście każdy może też pomóc. Dla wielu chorych jedyną szansą na życie jest przeszczepienie szpiku lub komórek macierzystych od niespokrewnionego Dawcy - tłumaczą w organizacji.
Od początku swojej działalności DKMS zarejestrowało ponad 2 mln potencjalnych dawców. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że nasze genotypy są niezwykle różnorodne, okazuje się, że odnalezienie swojego bliźniaka genetycznego wcale nie jest takie proste. Dlatego ważne jest, aby baza potencjalnych dawców była jak największa.
Zarejestrować się w tej bazie może każdy ogólnie zdrowy człowiek w wieku 18-55 lat, nieposiadający znacznej nadwagi oraz, co szczególnie istotne, świadomy swojego zobowiązania. Wystarczy zamówić pakiet rejestracyjny, wypełnić formularz, pobrać patyczkiem wymaz z zewnętrznej strony policzka i odesłać całość do DKMS. Z przesłanej próbki wykonana zostanie typizacja antygenów zgodności tkankowej, a po 2-3 miesiącach wyniki wraz z danymi formularza wprowadzone zostaną do bazy dawców.
- Zgłaszając się do DKMS można pomóc nie tylko mnie, ale też innym osobom, dlatego bardzo do tego zachęcam. To nic nie kosztuje, nic nie boli, sama miałam pobierany szpik trzy razy. To jest tylko jedno ukłucie, a może naprawdę wiele! Niestety nigdy nie wiadomo na kogo ta choroba trafi, dlatego dobrze jest mieć tę świadomość, że w bazie będzie dużo zarejestrowanych - zaznacza pani Monika.
Zarówno w imieniu pani Moniki, jak i innych chorych, zachęcamy do rejestracji. Więcej informacji na ten temat można znaleźć na stronie dkms.pl
Napisz komentarz
Komentarze