W 2013 roku ukazały się "Piosenki o Julie". Co sprawiło, że napisał Pan swoją pierwszą książkę? Było to Pana marzenie?
Książki chciałem pisać praktycznie od zawsze. Uwielbiam opowiadanie historii, czy to w formie opowiadań, czy też filmu, jak i obrazów, które hobbystycznie maluję. "Piosenki" narodziły się dlatego, że od zawsze ciekawiły mnie biografie gwiazd - Whitney Houston, Marilyn Monroe czy Amy Winehouse, to zaledwie parę z nazwisk, które swego czasu mocno studiowałem. Chciałem, by moja książka była o kimś takim, kto przeżył coś podobnego, ma za sobą jakąś przeszłość i stoi na rozdrożu. Sam tytuł to zresztą nawiązanie do "Songs About Jane". Chociaż nie jestem fanem Maroon5, to podobał mi się zabieg. Książka początkowo miała być wydana przez jakieś wydawnictwo vanity, typiarz jednak zabrał pieniądze i tyle go widzieli, a potem odezwała się do ofiar tego scamu Pani Kasia, która przyjęła część tekstów. Książka istniała tylko w systemie druku na życzenie, była dostępna tylko na stronie wydawnictwa. To była fajna lekcja, która pomogła mi przy "Kawie (…)" i stąd nawiązanie w niej o książce widmo.
Jak czytelnicy odebrali ten literacki debiut? Spotkał się Pan ze słowami uznania czy raczej z krytyką?
Z przyjemnością mogę przyznać, że mimo tego, iż książka była szalenie trudno dostępna, to jednak przyjęcie miała dobre. Jest kilka recenzji w Internecie, praktycznie wszystkie pochlebne. Odbiór był jednak stosunkowo mały, ponieważ książka była naprawdę trudno dostępna. Może kiedyś napiszę to na nowo, jako jakieś nowe wydanie. Kto wie?
Czy to wszystko w jakiś sposób Pana ukształtowało i pomogło postawić przed sobą nowe cele?
Mój debiut pomógł mi zrozumieć, jak działa rynek książki, pozwolił narysować pewien zarys mapy, która była wykorzystana przy "Kawie". Nauczył też struktury, dyscypliny w pisaniu oraz rzemiosła samego w sobie. "Piosenki" napisałem bazując na planie wydarzeń, schemacie, taki sam plan powstał przy okazji "Kawy". Bez niego nie dałbym rady. Chciałbym móc usiąść i pisać, ale tak to nie działa, przynajmniej nie u mnie.
Jakiś czas po napisaniu książki, postanowił Pan pokazać się szerszej publiczności, zakładając swój kanał na YouTube. Skąd taki pomysł i co możemy na nim znaleźć?
Mój kanał to część z mojej historii. Dorastał razem ze mną, tam nagrywałem zarówno jakieś durne vlogi, jak i swoje poszczególne podróże. Kanał powstał, ponieważ byłem zakochany w brytyjskich vlogach - Zoella, Joe Sugg, Sprinkle of Glitter czy Jacksgap, to zaledwie parę osobowości, które dzisiaj niewiele komuś mówią, ale w tamtych latach to były mocne nazwiska. Zresztą, do teraz popularne, ale to już nie ten poziom. Ale każdy, nawet ja, w końcu dojrzewa. Moje szalone filmiki są ukryte na kanale, a na nim znajdziemy przede wszystkim Teatr Myśli - mój podcast, do którego realizacji bardzo chcę wrócić, bo kocham poznawać innych ludzi, inspirować się ich drogą, ale jeszcze nie mam na to czasu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zacznie się to zmieniać. Podcast to rozmowa o doświadczeniach życiowych, lekcjach. Mega inspirujące osoby się tam pojawiły i serio mam nadzieję, że to nie koniec.
Po drodze pojawiło się także Stowarzyszenie Koncepcja. Opowie Pan nam o nim?
Stowarzyszenie Koncepcja pojawiło się, ponieważ moja droga zawodowa zawiodła mnie do Stowarzyszenia Aktywne Kobiety. Bardzo lubiłem tę pracę, poznałem tam multum mega fajnych osób, jak i otworzyłem się na nowe możliwości. W końcu zdecydowałem, że czas na zmianę, ale nie chciałem dalej czekać. Kobietą nie jestem, a mansplainingu, jak i zresztą womansplaningu nie trawię, dlatego wolałem założyć stowarzyszenie odpowiadające na inne potrzeby. Młodzi ludzie często aktualnie nie mają swojej drogi, albo też mają jakieś marzenia, ale boją się ich realizacji, uważają, że nie są dość dobrzy. Chcemy to zmienić za pomocą między innymi warsztatów, wolontariatów. Chcemy, by każdy młody człowiek miał pomysł na siebie, tę tytułową koncepcję. I właśnie nad tym będziemy pracować.
Między wydaniem pierwszej książki i tej najnowszej pt. "Kawa i papieros, czyli poranek po bardzo ciężkiej nocy" minęło 11 lat. Co działo się przez ten czas? Czy ta dość długa przerwa była potrzebna?
11 lat... Boże, to naprawdę potężna liczba! W tym czasie skupiłem się na życiu, zarówno w kwestiach zawodowych, jak i przeżywaniu życia - nawiązywaniu znajomości, podróżowaniu, zdobywaniu kompetencji. I chociaż gdzieś z tyłu głowy było pisarstwo, to nie czułem się kompletnie przekonany do tego, co tworzę. Może dlatego, że próbowałem pisać pod to, co jest modne? Natomiast "Kawa" to projekt zupełnie mój, nie pisałem tego dla odbiorcy, tylko dla siebie. Dlatego jest to projekt wyjątkowy i cieszę się, że inni to dostrzegają, doceniają humor, ale zauważają też, że nie boję się ciężkich tematów.
Co tym razem zainspirowało Pana do napisania książki? Proszę nam też zdradzić o czym ona jest.
Książkę napisałem podczas lockdownu, każdego dnia po pracy, odpalałem plik i pisałem. Co mnie zainspirowało? Może odrobinę to, że nie mogłem spotykać się ze znajomymi, a w "Kawie" drzwi mieszkania bohaterów praktycznie się nie zamykają, ciągle coś się dzieje. Co mnie jeszcze inspirowało? Wszystko i nic. Chciałem, by to była książka dla fanek i fanów Kochanych kłopotów, serialu Ty, Gotowych na wszystko czy Chirurgów. Jakieś elementy tych wpływów widać w książce. Sama książka opowiada o mieszkańcach zabytkowego loftu, którzy przygotowują się do świąt. Mamy tam Amandę - blondynkę zakochaną w Kardashiankach, mamy Electrę - rockmankę, która ma gołębie serce. Jest też Joey - ekscentryczny dziennikarz, jak i Maggie - ostoja spokoju, terapeutka. Większość bohaterów, to młodzi dorośli - bawiący się w dorosłość. Maggie jest odrobinę inna, starsza, a jej motywacje do mieszkania w tym pseudo akademiku są odmienne. Odrobinę smutne.
Niektórzy twierdzą, że w książce "Kawa i papieros (…)" widzą pewne podobieństwo do serialu "Przyjaciele". Czy taki właśnie był zamysł?
"Przyjaciele" to szczerze mówiąc odrobinę przypadek. Kiedy pisałem speakerkę radiową Rachel, to nie myślałem o Jennifer Ainston, a o Wendy Williams. Legendarnej Wendy, która swój początek miała w radiu. W książce mamy trudne relacje rodzinne, nawiązania do przemocy domowej, molestowania seksualnego. Jasne, są też chwile zabawne, śmieszne, ale jednak jest tutaj głębia, której "Przyjaciele" nie mają. Przepraszam, ale taka jest prawda, to stricte sitcom. Moja książka odrobinę przypomina komediowy dramat, jest mieszaniną.
Każdy z bohaterów tej powieści jest zupełnie inny, a jednocześnie, bardzo charakterystyczny. Czy z którymś z nich Pan się utożsamia?
Chciałem, by ta książka była galerią osobowości. I tak, jakaś część mnie jest w większości tych postaci. Jestem lojalny jak Electra, ale bywam naiwny jak Mandy. Kocham popkulturę jak Joe, ale gdy mam zły humor, bliżej mi do jego matki. Ale kocham to w sobie i mega fajnie było pisać dialogi tak odmiennych osób. Mega cieszy mnie to, że każdy widzi jak te postacie są różnorodne.
Do kogo w szczególności kierowana jest ta książka?
Mam wrażenie, że książka jest dla każdego, ale szczególnie doceni ją ta osoba, która zna i ogląda dużo filmów oraz seriali. Książka jest przeładowana odwołaniami, porównaniami, a niektóre rozmowy dotyczą tego, co same postacie czytają, oglądają. To nie jest tak, że trzeba wiedzieć kim jest James Charles i kim była jego przyjaciółka, która nagrała filmik "Bye sister", ale recenzentka, która znała temat miała ogromny fun z tego odwołania. Tak samo z Vaderem - nie trzeba znać sagi Star Wars, ale fajnie wiedzieć, że kultowy tekst to nie "Luke, jestem Twoim ojcem" a "Nie, to ja jestem Twoim ojcem". Kto oglądał, będzie mieć zabawę, ale samo sedno książki, jej głębia, dotyczy przyjaźni, rodziny, to tematy, które każdy zna, więc znajomość Gwiezdnych Wojen nie jest konieczna.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, jednym z wątków w "Kawie i papierosie (…)" jest poszukiwanie prezentów. Czy Pana najnowsza książka również dobrze sprawdzi się jako prezent dla naszych bliskich?
Chcę wierzyć, że tak. To książka pełna magii i humoru, choć czasem ciętego, to też jednak pełna ciepła i takiego komfortu. Jasne, nie spodoba się każdemu, bo nie każdy przykładowo lubi narrację pierwszoosobową, ale to był konieczny wybór przy tej konwencji. Zresztą, taka narracja pozwala o wiele lepiej poznać postać, jej przeszłość, nawyki.
Dlaczego zatem warto ją przeczytać?
Ponieważ nie ma w sobie za grosz toksyczności, którą są przepełnione niektóre książki. Ma milion bohaterów i jestem pewien, że każdy znajdzie tutaj swojego ulubieńca. To taka książka, która sprawia, że polepsza nam się humor. Ostatnio mega potrzebny aspekt.
I na koniec najważniejsze pytanie - gdzie możemy ją kupić?
Książka jest dostępna we wszystkich większych księgarniach internetowych, w stacjonarnych bywa z tym różnie. Zachęcam do przegooglowania tematu i na pewno znajdziemy księgarnię spełniającą nasze wymagania.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dzięki!
Komentarze
Zostaw komentarz